Nim zaczniemy rozwijać naukę o pośrednictwie Matki Bożej, musimy odeprzeć jeden zarzut, który mógł w umysłach naszych czytelników powstać, tym bardziej, że protestanci stale go szerzą.
Idzie o to, czy przypisywanie Maryi tak wielkiej roli, jaką Jej daje to pośrednictwo, nie przynosi ujmy Zbawicielowi, czy nie świadczy o tym, że Jego rola nie była dość potężna, aby nas uwolnić od grzechu, skoro potrzebna jej była dodatkowa pomoc Matki Najświętszej. Wszak nawet sam św. Paweł, jakby chcąc zapobiec takiemu umniejszeniu mocy zbawczej dzieła Chrystusowego, pisze do Tymoteusza: Jeden bowiem Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus... (1 Tym 2,5). Opierając się właśnie na tych słowach św. Pawła, protestanci nie uznają wstawiennictwa Świętych ani samej Matki Bożej, sądząc, że samo pośrednictwo Chrystusa Pana zupełnie wystarcza.
I my nie myślimy bynajmniej twierdzić, aby pośrednictwo Chrystusowe było niewystarczające i aby potrzebowało jakiegoś dopełnienia ze strony Jego Matki albo też Apostołów, Męczenników i innych Świętych. Pośrednictwo Boga – Człowieka było aż nadto wystarczające, aby ludzi pogodzić z Bogiem i żadnej pomocy ze strony ludzi nie potrzebowało, dawało bowiem Bogu zadośćuczynienie nieskończonej wartości, wobec którego wszystko, co ludzie mogą dokonać, jest naprawdę niczym.
Toteż bynajmniej nie o to idzie, czy Pan Jezus potrzebował współudziału swej Matki i innych Świętych w dziele odkupienia świata, boć jasnym jest, że potrzebować go nie mógł. Idzie o to, czy chciał ich do tego udziału dopuścić, nie dla swej potrzeby, ale dla ich dobra, aby im dać tę wysoką godność współpracowników Bożych w tym największym dziele Bożym, jakim jest zbawienie rodu ludzkiego.
Bardzo pięknie tłumaczy sam św. Tomasz z Akwinu, że mieć pomocników i
współpracowników dowodzi słabości albo potęgi. Pierwsze ma miejsce, gdy
komuś brak sił i musi ich pożyczyć od innych. Drugie, gdy ma sił pod
dostatkiem, ale podejmując wielkie dzieło, pragnie, aby i inni mieli
szczęście pracowania nad nim i w tym celu daje im godność swych
współpracowników i udziela nawet coś z własnej mocy. Pod jego kierunkiem
i przeniknięci jego potęgą, współdziałają oni wtedy w drugorzędnych
szczegółach w urzeczywistnianiu jego wielkich planów.
Opowiadają o św. Franciszku Salezym, że niechętnie korzystał z pomocy
służby i rad sam sobie wszystko robił. Spostrzegłszy jednak, że było to
bardzo przykre dla starego służącego, który widział w tym jakby dla
siebie ujmę, zmienił z nim postępowanie i czekał w łóżku, aż go
przyjdzie zbudzić i korzystał przy ubieraniu z jego pomocy. Wszystko to
mu było niepotrzebne i nawet nie bardzo miłe, ale dla służącego było to
udziałem w życiu apostolskim świętego chlebodawcy i tego nie chciał go
pozbawić.
Przykład ten doskonale ilustruje nasze zagadnienie i ułatwia nam zrozumienie nieskończonej miłości Zbawiciela, który nie tylko pragnął nas zbawić, ale pragnął nas samych użyć do tego dzieła, dać nam w nim czynny udział, uczynić z nas swych współpracowników.
Cóż przeto dziwnego, że w tym powołaniu do współpracy myśl Jego zatrzymała się najpierw na istocie sobie najbliższej i najdroższej, a jednocześnie i najczystszej, a przeto najgodniejszej tej wielkiej roli współpośredniczki Bożej? Toteż nie tylko powołał Ją na pierwszym miejscu do udziału w swym dziele, ale dał Jej w nim największy zakres działalności, obejmujący całą ludzkość (...).
Ślicznie to wyraził (...) św. Bernard z Clairvaux: Tak się podobało Bogu, który chciał, abyśmy mieli wszystko przez Maryję. Słowa te, tak często później powtarzane przez papieży, stały się wyrazem nauki Kościoła, w myśl której rola Matki Najświętszej w dziele odkupienia żadnej ujmy Zbawicielowi nie przynosi, lecz przeciwnie – świadczy o potędze, mądrości i dobroci Boga, który tym bardziej miłuje dusze, im bogaciej je uposażył i do większych zadań powołał.
Jacek Woroniecki OP, Macierzyńskie Serce Maryi, Wydawnictwo Fundacja Servire Veritati, Instytut Edukacji Narodowej, Lublin 2009, s. 14–16.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz