„Mówi się wiele o potrzebie religijności, padają takie zdania także z ust mężów kierujących życiem publicznym. Mówi się, gdy tego potrzeba, o zasłudze Kościoła katolickiego w dziejach Polski – ale równocześnie dzisiejsza działalność Kościoła doznaje krępowania, poddaje się ją krzywdzącej krytyce i patrzy się obojętnie na łamanie praw zasadniczych Wiary katolickiej, albo na jej celowe podkopywanie.
Z tych milionów katolików, zaliczających się do Kościoła katolickiego w Polsce, ilu też wspiera go rzeczywiście w jego żmudnej i wyczerpującej działalności i w jego walce obronnej dla dusz przed zatruwającymi je prądami? Ogół katolików, ku wielkiemu zadowoleniu wrogów Kościoła stoi na uboczu i patrzy obojętnie na zmaganie się duchowieństwa i tej otaczającej wiernej gromadki współpracowników świeckich…
Jeśli między katolikami w Polsce jest wielki procent katolików nieczynnych, to czyż można się dziwić, że wpływ katolicyzmu na życie publiczne jest niewystarczający, że sekciarstwo podnosi głowę i nie wiara wciska się w poszczególne warstwy społeczeństwa? Nie wszystko zło moralne Kościół sam jeden zdoła opanować, bo wrogowie jego wysuwać będą zawsze nowe sposoby przeciwdziałania i buntować nawet oziębłych katolików przeciwko niemu. Gdyby zaś wszyscy katolicy stanęli odważnie przy Kościele do pracy ułatwiającej mu szerzenie nauki Chrystusowej, do wprowadzenia w życie jego przykazań i do odpierania napaści na wiarę i Kościół, jakże łatwo byłoby zgnieść napór niewiary błędnowierstwa i zepsucia obyczajów.
Przyczyną główną tego katolickiego zaniedbania jest: nieuświadomienie katolickie i duchowa wygoda katolików. Chcieliby tacy być katolikami, byleby papież, biskupi, księża nie przypominali im ich katolickich obowiązków, nie wymagali od nich życia wedle przepisów wiary, nie wytykali im ich religijnego zaniedbywania – słowem, byleby Kościół nie mącił im ich miłego spokoju. Mówienie w ich obecności o Bogu, poruszanie spraw religijnych w rodzinie, na towarzyskich zebraniach, w potocznych rozmowach, przy omawianiu zagadnień publicznych, uważają za niewłaściwe i nieprzyjemne, bo wywołuje ono wspomnienie pewnych obowiązków wobec religii, Kościoła, katolicyzmu…
Czy cały wschód stał się szczęśliwszy, porzuciwszy prawdę o jedności Kościoła Chrystusowego? Czy sekty innowiercze, których liczba wynosi dzisiaj już kilka set, przez odrzucenie ofiary Mszy św., sakramentów: kapłaństwa i małżeństwa podniosły poziom moralny swych wyznawców? Czy kraje katolickie, w których oziębłość wzięła górę, zdołały się uchronić od wyniszczających je przewrotów i uratować wewnętrzny porządek? Nie – ale może to uczynić panowanie religijności w państwie i ścisła współpraca jego obywateli z Kościołem, mającym w sobie niezniszczalny pierwiastek wszechmocnej opieki Bożej. Kardynał Mercier, ów wielki kapłan i patriota belgijski z czasów wszechświatowej wojny, umiejący w rozbitym swoim narodzie podtrzymać ducha wiary w zwycięstwo, umacniał go przez swoje religijne listy pasterskie. On tak wypowiedział to proste, ale tak prawdziwe słowa: «Katolik, nie wspierający Kościoła w jego potrzebach zwłaszcza duchowych, jest duchowym egoistą».
A natchniony polski kaznodzieja, ks. Piotr Skarga, patrząc na walki religijne i rozprężenie obyczajów, szerzące się w Polsce i przewidując duchem proroczym upadek Polski, z tych właśnie przyczyn wołał: «A najszkodliwsi są katolicy bojaźliwi, małego serca, którzy się gniewem sprawiedliwym i świętym ku obronie czci Boga swego nie zapalają…»
Są katolicy przełożeni, którzy nie tylko sami zaniedbują się w obowiązkach religijnych, ale nadto przeszkadzają w tym swoim podwładnym i wywierają na nich nacisk, aby nie współpracowali z Kościołem w jego działalności religijno-oświatowej i moralnej. A podwładni o słabym duchu ulegają temu naciskowi niesprawiedliwemu, podobni do owych zastraszonych chrześcijan, co to odstępowali Chrystusa pod groźbami rzymskich urzędników”.
Dalej pisze ks. biskup o apostolstwie świeckich i o odwadze głoszenia
swych przekonań: ,Apostołowanie katolickiej nie jest obowiązkiem samego
duchowieństwa – wszyscy są do niego powołani, ponieważ należą do
wielkiej katolickiej rodziny i jako jej członkowie za dobro tej rodziny
są współodpowiedzialni. Jeśli świeccy katolicy nie mogą wygłaszać kazań w
świątyniach, udzielać sakramentów świętych, składać ofiary Mszy św. –
to pozostaje im jeszcze bardzo obszerne pole czynnego zasługiwania się
dla Chrystusa poza świątynią… Dzisiaj potrzeba już pewnej odwagi do
takiego publicznego wyznania swej wiary. Dzisiaj już wielu katolików
wstydzi się przystąpić do wykonania najprostszych obowiązków
religijnych, jakoby one były czymś ubliżającym dla nich. Zwłaszcza
osoby, którym Bóg dozwolił wznieść się na wyższe stopnie społeczne,
hołdują temu fałszywemu wstydowi, bo pomieszały się im pojęcia o
prawdziwej i sztucznej godności człowieka. Tymczasem wiara i zasady
katolickie mają pełne prawo obywatelstwa w twoim domu, one pragną
zasiadać z tobą u twego stołu i czuwać, aby, w myśl powiedzenia św.
Pawła, nawet spożywanie darów Bożych odbywało się ze wspomnieniem
niebieskiego ich Dawcy. Katolicyzm ma prawo do przeglądania twojej
biblioteki i czasopism, czy nie zawierają obrazy Bożej, posiewu
antyreligijnego, trucizny moralnej. Prawdziwy katolicyzm domaga się
udziału w twoich rozmowach prywatnych, towarzyskich, w obradach
urzędowych, aby nie wychodziły poza ramy, wskazane zasadami katolickiej
obyczajności. Zasiada on z tobą przy twoim stole pracy, aby czuwać nad
twoimi myślami, którym masz nadać wyraz zewnętrzny i wysłać w formie
postanowień, zachęt, dekretów, zobowiązań, wyroków. Twój katolicyzm stoi
przy tobie, gdy pracujesz przy warsztacie, w gospodarstwie,
gdziekolwiek, aby ci podsuwać zdrowe myśli, rady i pomysły. Wszędzie
chce ci być szczerym przyjacielem, światłym doradcą, a jeszcze więcej
stróżem przed złym czynem oraz niewidzialnym kapłanem, który twoje
ludzkie, doczesne sprawy pobłogosławi i pobudzając cię do dobrej
intencji przepoi je zasługą nadprzyrodzoną…” I kończy ks. Biskup:
„Ubolewamy głęboko nad smutnym stanem duchowym, w jakim, jest pogrążone
społeczeństwo polskie. Jest skłócone w sobie, rozgoryczone do głębi
wskutek różnych objawów niesprawiedliwości, rozterki, podstępnych
dokuczań… Czemu jest tak ciężko, czemu tak wielką jest rzesza tych, co
się żalą i skarżą na obecne stosunki? Czemu tyle dokuczliwości, że ,się u
niejednych aż w nienawiść przemienia? Bo zło wtargnęło w nasze
społeczeństwo i usiłuje opanować chrześcijańską moralność, a na jej
miejsce osadzić twardą przemoc ludzką. Trzeba się nam wszystkim szczerym
katolikom złączyć silniej z Kościołem katolickim dla zwalczania tej
nawały zła, pragnącego poddać sobie w niewolę duszę społeczeństwa.
Zachęcajmy się wzajemnie, dodawajmy jedni drugim odwagi i otuchy,
pociągajmy słabszych i zalęknionych do tej wzniosłej, zaszczytnej służby
dla Chrystusa.
„Rycerz Niepokalanej”, marzec 1934, nr 3 (147)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz