Po raz drugi spotkali się, a nawet spędzili razem wakacje w Kalwarii Pacławskiej. Maksymilian ukończył nowicjat i ostatnią klasę gimnazjalną, a Wenanty studiował już w Krakowie teologię. Szła za nim sława, że to najzdolniejszy z kleryków, co Maksymilian łatwo rozpoznał z prowadzonych z nim rozmów, w których "zdradzał dużo wiedzy i bystrości umysłu".
Maksymilianowi imponowała jego cnota, zwłaszcza skromność i pokora. Widział, że był to zakonnik wzorowy, że zachowywał najdrobniejsze przepisy klasztorne, mimo wakacji. Często zastawał go na modlitwie prywatnej, która była dlań "najmilszą rozrywką". Cieszył się, że przez dwa miesiące mógł "korzystać z jego świętego przykładu".
Kiedy w 1919 r. Ojciec Kolbe wrócił z Rzymu, usłyszał pod adresem swego starszego kolegi same pochwały.
Święcenia kapłańskie Wenanty otrzymał 2 czerwca 1914 r. Zaraz zabrał się gorliwie do pracy nad nawracaniem i uświęcaniem dusz. Jako wikary w Czyszkach pod Lwowem odznaczał się nadzwyczajną pracowitością i roztropnością. Jak zaświadczył jego proboszcz, był normalny, nie przesadzał, "a przecież czarował wszystkich swoją skromnością, skupieniem, pogodą umysłu i mimo woli zdradzał na każdym kroku wysoką świątobliwość". Przełożeni, widząc to, powierzyli mu w sierpniu 1915 r. wychowanie młodzieży zakonnej w nowicjacie lwowskim. Jako magister kierował powierzoną sobie trzódką, szczepiąc umiłowanie Zakonu i zaprawiając do posłuszeństwa. Chętnie też szedł na ambonę i do konfesjonału, nadto pisywał artykuły. Nie zapomniał o stałym dokształcaniu się, zwłaszcza z zamiłowaniem studiował dekrety soborowe.
O. Wenanty szybko przyswoił sobie ideał Rycerstwa Niepokalanej (MI). Zapisał się do MI jako jeden z pierwszych kapłanów, a nawet został członkiem "ogniska MI kapłanów franciszkańskich". 17 stycznia 1920 r. zorganizował "rycerskie ognisko" na nowicjacie dla kleryków i braci we Lwowie. Rozpowszechniał MI wśród świeckich, myślał o prowadzeniu szerszej akcji ewangelizacyjnej. Widział, że MI jest opatrznościowym dziełem dla Zakonu i Ojczyzny. Radził Ojcu Maksymilianowi, by jak najprędzej zaczął wydawać czasopismo - organ MI, i przyrzekł współpracę. Jednym słowem, był "dzielnym szermierzem MI" - jak go określił twórca MI. W Rycerstwie dojrzała też w pełni jego świętość.
Niestety, gruźlica, na którą chorował, utrudniała mu, a wkrótce uniemożliwiła działalność. Ojciec Maksymilian został wysłany 18 czerwca 1920 r. do Lwowa, by zastąpić o. Wenantego na stanowisku magistra i umożliwić mu leczenie. Ale miesiąc później sam musiał zacząć kurację. W Zakopanem dowiedział się, że 31 marca 1921 r. w Kalwarii Pacławskiej "umarł świątobliwie o. Wenanty". Był to cios dla młodego dzieła jakim było Rycerstwo Niepokalanej, ale Ojciec Maksymilian przyjął go w sposób nadprzyrodzony. Przekonany o świętości o. Wenantego i słysząc o jego zapowiedzi, danej w chorobie, że "po śmierci dużo zrobi dla Zakonu", zaczął się modlić za jego wstawiennictwem. Polecał mu zwłaszcza "Rycerza Niepokalanej".
W pierwszym numerze pisał: "Spojrzyj i zajmij się nim szczerze: wymódl pomyślny rozwój i bądź mu Patronem!" W dwóch wypadkach odczuł namacalną interwencję o. Wenantego:
1. Przy ukazaniu się "Rycerza" w styczniu 1922 r., wbrew wszelkim przewidywaniom. "To byłby cud" - mówiono.
2. Przy spłaceniu długów, po nabyciu - "znowu zupełnie niespodziewanie" - drukarni w grudniu 1922 r. Z wdzięczności Ojciec Maksymilian wydrukował wkrótce obrazek o. Wenantego z krótkim życiorysem na odwrocie, a potem poprosił o wydanie biografii. Napisał ją w 1931 r. jego rodzony brat o. Alfons Kolbe, wychowanek z nowicjatu o. Wenantego. Opublikował też w "Kalendarzu Rycerza Niepokalanej 1925" artykuł pt. Nowy polski kandydat na świętego, podkreślając, że "o. Wenanty wywarł na nim wrażenie niezatarte". Nie wahał się go nazywać "naszym Świętym" i dawać mu tytuł "Sługi Bożego". Zachęcał, by uciekać się do jego przyczyny, zbierał po nim różne materiały, ułożył kwestionariusz dla świadków i sam niektórych pytał o życie swego świętobliwego współbrata. Przekonał się o powszechnej opinii świętości, jaka się cieszył Ojciec Katarzyniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz