Święta Weronika Giuliani w swoich mistycznych doświadczeniach wiele razy widziała zarówno piekło, jak i czyściec. Opisuje te miejsca w sposób obrazowy, posługując się postaciami dzikich i okrutnych zwierząt, przerażających wręcz sposobów zadawania duszom cierpienia, doświadczania lodu i ognia, nieustannego umierania. Zanotowała w swoim dzienniku, że trudno jej było odróżnić jedno miejsce od drugiego. Odmienność polegała na tym, że w czyśćcu dusze mają nadzieję na zmianę, na ostateczne zjednoczenie z Bogiem, że czekają na koniec swojego bólu i samotności, by osiągnąć w końcu wieczne szczęście. W piekle zaś nie ma nadziei: dusze wiedzą, że ich męki nigdy się nie skończą. Co więcej, mniszka miała wrażenie, że cierpienia stają się coraz intensywniejsze.
Relacjonując swoje przeżycia, 2 lutego 1713 roku napisała do spowiednika: „Ojcze, gdyby znał Ojciec mój stan, z pewnością ogarnęłaby Ojca litość nade mną. W tej głębokiej studni nie ma światła, nie ma nic innego, jak tylko cierpienia i męki; a bycie w rękach demonów jest udręką najokrutniejszą”.
Cierpienie za grzeszników
Jedną
z głównych misji mistyczki było ofiarowanie modlitw i cierpień w
intencji grzeszników i dusz czyśćcowych. Te intencje nieustannie
towarzyszyły jej duchowym zmaganiom. Sama mogła zaznać zarówno wielkiego
cierpienia, samotności, jak i coraz pełniejszego zjednoczenia z
Bogiem-Miłością. Kochając coraz głębiej Boga, kochała również ludzi,
dlatego pragnęła ich szczęścia. Ponieważ prawdziwym i wiecznym
szczęściem dla ludzi jest zjednoczenie z Bogiem, stąd też Weronika
troszczyła się o to, aby wszystkie dusze mogły jak najszybciej poznać
Źródło Miłości i z Nim się zjednoczyć. Dusze w czyśćcu nazywała
„oblubienicami Boga, które się oczyszczają”.
W tej misji można zauważyć pewną drogę, na której dojrzewała Weronika: początkowo współczuła duszom czyśćcowym z powodu stanu ich oddalenia od Boga, następnie coraz lepiej rozumiała istotę i intensywność tego cierpienia, a z czasem sama pełniej w nim uczestniczyła, odkrywając, że do tego zaprasza ją Chrystus. W końcu wprost wyrażała gorące pragnienie, że gdyby taka była wola Boża, aby czyściec opustoszał, ona gotowa jest przyjąć wszelkie możliwe męki, aby je znieść zamiast dusz, które się tam znajdują.
Na ratunek papieżowi
Jeden
z jej spowiedników zaświadczył już po śmierci Weroniki, że gdyby
zliczyć wszystkie dusze, które uwolniła z czyśćca, byłyby ich tysiące.
Wiele z nich ukazywało się jej bezpośrednio, prosząc, aby przyszła im z
pomocą. Inne były jej polecane przez spowiedników, biskupów czy liczne
osoby z bliższych i dalszych okolic Città di Castello, gdzie wiodła
życie zakonne. Mniszka modliła się również za zmarłych, których znała za
życia, za spowiedników i innych kapłanów.
Gdy 22 marca 1721 roku dowiedziała się o śmierci Klemensa XI, która nastąpiła trzy dni wcześniej, spowiednik polecił jej modlitwę za zmarłego papieża. Następnego dnia przyjęła Komunię świętą w jego intencji i wyraziła gotowość wzięcia na siebie wszelkich cierpień, jeśli nieżyjący papież jest jeszcze w czyśćcu, aby go stamtąd uwolnić. Podczas ekstazy sama Maryja poleciła Weronice przyjąć cierpienia, aby skrócić wielkie męki, które Klemens cierpiał w czyśćcu. Zgodnie z wizją Weroniki papież wszedł do nieba w Uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, a więc już trzy dni po tym, jak dowiedziała się o jego śmierci. Weronika wielokrotnie modliła się i cierpiała w intencji ojca świętego podczas jego długiego i trudnego pontyfikatu, a po jego śmierci skróciła jego męki czyśćcowe.
Wszystko dla Boga
Weronika
przyjmowała niezliczone cierpienia i umartwienia natury fizycznej, ale
dotkliwszy był duchowy ból, doświadczenie opuszczenia przez Boga,
poczucie samotności, zwątpienia, lęku. Często prosiła spowiedników o
możliwość przyjmowania konkretnego cierpienia za wskazane dusze. Bywało,
że dokładnie określony był czas tego stanu, np. pięć godzin. Cierpiącej
Weronice jednak wydawało się, że męki trwają bez końca.
Chociaż cierpienie było nie do zniesienia, ona za każdym razem, pomimo doznanego bólu, oddawała wszystko Bogu, ponieważ chciała trwać w posłuszeństwie i wbrew naturalnym ludzkim skłonnościom prosiła o dalsze udręki. Zgadzała się bowiem być „pośredniczką pomiędzy Bogiem i duszami w czyśćcu”.
Wizje dodające odwagi
Momentami
pięknymi i dodającymi Weronice siły musiały być wizje, w których
widziała Maryję w otoczeniu licznych dusz mogących cieszyć się wiecznym
szczęściem dzięki modlitwom mistyczki. Była świadkiem tego, jak owe
dusze dziękują za nią Bogu i wypraszają jej liczne łaski. Choć Weronika
modliła się i cierpiała dla dusz czyśćcowych bezinteresownie, one
odwdzięczały się jej modlitwą.
Właściwie za każdym razem, gdy stygmatyczka przyjmowała męki za dusze czyśćcowe, towarzyszyła jej Maryja, która zachęcała ją i po matczynemu wspierała w przyjmowaniu cierpień. Z takim wsparciem Weronika uwalniała wiele dusz z czyśćca, a innym przynosiła ulgę. W dzienniku pisanym pod dyktando Maryi Weronika zanotowała: „Mówiłaś do mnie: «Najświętsza Dziewico, zgodnie z wolą Bożą i Twoją przyjmuję te męki, i gdyby było wolą Bożą, żeby teraz, w tym momencie czyściec opustoszał, jestem gotowa cierpieć za wszystkie dusze». Moja córko, dowiedz się, że gdy tak mnie prosiłaś, wszystkie dusze, które znajdowały się w czyśćcu, doznały ulgi w licznych cierpieniach, a ja ci polecam, abyś często mi się ofiarowywała, aby wyświadczać miłosierdzie biednym duszom w czyśćcu”.
Modlitwa za zmarłych
Gdy
Weronika dowiadywała się o śmierci jakiejś osoby lub polecana jej była
konkretna dusza, jej postępowanie układało się w jednakowy schemat: od
razu zaczynała się w poleconej intencji modlić, zwracając się do Maryi,
która odsyłała ją do spowiednika, tak aby wszystko zawsze dokonywało się
w posłuszeństwie. On zaś wyznaczał jej czasami długie godziny w ciągu
dnia, podczas których mogła przyjmować męki za duszę nimi obarczoną.
Wtedy zaczynała się prawdziwa agonia duszy Weroniki. Czasem, gdy
kończyły się cierpienia za jedną duszę, od razu rozpoczynały się dalsze w
intencji kolejnej. Ale zdarzało się również, że czasem mistyczka
znosiła męki kilku dusz jednocześnie, co pomnażało jej ból. Trudno to
sobie nawet wyobrazić, ale Weronika nigdy się nie skarżyła, nie
poddawała się, trwając w każdym cierpieniu do końca, dopóki dusza nie
znalazła się w niebie.
Dzięki spotkaniom z duszami czyśćcowymi Weronika mogła inaczej postrzegać swoje doczesne życie. Niektóre dusze sióstr zakonnych mówiły: „Szczęśliwa, która masz jeszcze czas zdobywać zasługi i cierpieć z miłości Bożej!”. Następnie dodawały, że gdyby wróciły na ziemię, aby działać i cierpieć, szybko stałyby się święte. Zachęcały, aby ludzie prowadzący ziemskie życie dążyli do świętości, która podoba się Bogu.
Pouczenia od nieżyjących spowiedników
Bywało,
że Weronika przez pośrednictwo Maryi otrzymywała również pouczenia od
swoich dawnych, już nieżyjących spowiedników. Jeden z nich, Ubaldo
Antoni Cappelletti, oratorianin, powiedział jej, że istotą życia
zakonnego jest oderwanie się od wszystkiego oraz doskonałe i ścisłe
posłuszeństwo: „Czyń tak, a nie zbłądzisz”.
Także biskup Città di Castello, Łukasz Antoni Eustachi zachęcał ją do posłuszeństwa tym, którzy „stoją w miejscu Boga” (jak sama nazywała spowiedników).
W tej samej wizji o. Luigi Garbi, serwita, za życia uznawany za wybitnego teologa, wyznał: „Wszyscy, którzy mieliby być przewodnikami sióstr zakonnych lub w jakikolwiek sposób ich przełożonymi, potrzeba, aby najpierw umarli, a następnie, wskrzeszeni, pełnili urząd kierowników. To byłoby korzystne dla nich samych i dla innych. Byłem w czyśćcu pięć dni i bardzo cierpiałem, ponieważ błądziłem w wielu urzędach związanych z kierownictwem duchowym”. Następnie dawny spowiednik zachęcił Weronikę, aby wszystko czyniła z czystej miłości Boga oraz zachowywała świętą regułę, dając innym siostrom przykład do naśladowania.
Gotowość do najwyższych ofiar
Modlitwa
za dusze czyśćcowe i spotkania z nimi były zatem nie tylko misją
Weroniki, ale stanowiły również szkołę życia i sposób formacji mniszki,
kształtowały jej duchowość. Tak uczyła się oderwania od wszystkiego, co
doczesne i od siebie samej, praktykowania miłości zdolnej do najwyższych
ofiar, pokory i posłuszeństwa, a także całkowitego zawierzenia woli
Bożej. Najwyższe szczyty świętości i zjednoczenia z Bogiem Weronika
zdobywała poprzez czystą miłość i czyste cierpienie.
W lipcu 1719 roku Weronika zanotowała w swoim dzienniku: „O drogi czyśćcu! Jak jesteś cenny! Tu jestem pełna wszelkiego cierpienia, pozbawiona jakiegokolwiek dobra i nieustannie wśród katusz i męczarni, bez żadnej pociechy… Niech wszystko będzie przez czystą miłość Bożą! Mijają dni, tygodnie, miesiące i nic się nie zmienia. To wszystko jest mało dla Boga. Laus Deo”.
Tekst s. Judyta Katarzyna Woźniak
„Głos Ojca Pio” [6/132/2021]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz